Za mało kierowników budów. Niskie standardy BHP na budowach
Naukę zawodu można rozumieć różnie. Np. w Niemczech murarz uczy się układać cegły, nie zaś czyta, jak to robić. A w Polsce? Technik budowlany, który jest świetny w swoim fachu, a jednak nie ma – bo nie może mieć – uprawnień zawodowych, z drżeniem serca rusza co rano na budowę.
Nierzadko bowiem jest nieformalnym kierownikiem budowy i w razie kontroli grozi mu kara. Formalny kierownik to ten, który podpisuje papiery, a za sprawowanie tej funkcji bierze pieniądze. Na budowie tylko bywa, choć jego nazwisko widnieje na tablicy informacyjnej. Ma tytuł magistra inżyniera i uprawnienia budowlane oraz do projektowania – bez ograniczeń.
Raport, sporządzony przez Polski Związek Inżynierów i Techników Budownictwa (PZITB), wykazał, że na jednego kierownika budowy przypada dziś osiem budów. Liczbę 500 tys., dotyczącą funkcjonujących budów (na podstawie pozwoleń na budowę, wydanych w latach 2005-2007 – przyp. red.), wystarczy podzielić przez 60 tys., czyli liczbę inżynierów z uprawnieniami do prowadzenia robót. Osiem to oczywiście tylko średnia. Gdyby przyjąć, że co szósty inżynier kieruje dużą budową, zatem nie ma ani możliwości, ani czasu, by tę samą funkcję pełnić gdzie indziej, z rachunku wychodzi prawie dziesięć. Według obecnych przepisów kierownikiem budowy może być tylko osoba z tytułem magistra inżyniera. Im niższy stopień naukowy, tym mniejsze prawa. I tak, inżynier budownictwa choć może kierować robotami, to tylko w ograniczonym zakresie. Szans na zdobycie uprawnień do projektowania nie ma. Z kolei o uprawnieniach budowlanych pomarzyć może tylko znajdujący się o szczebel niżej technik budowlany. Paradoksem jest, że często największą wiedzę i doświadczenie ma właśnie technik.
Idąc dalej, aż prosi się, by średnią liczbę budów, przypadających na jednego kierownika, czyli – jak można przypuszczać – brak odpowiedniego nadzoru, skonfrontować z liczbą wypadków przy pracy. Z danych PIP wynika, że sukcesywnie ich przybywa. Rok 2005 zapisał się liczbą 6659, kolejne lata odpowiednio: 2006 – 7883, 2007 – 8895. Dane za rok 2008 są jeszcze niepełne, ale po trzech kwartałach poszkodowanych było już 6628 (podczas gdy po trzech kwartałach 2007 roku – 5834). Są i czarne liczby, np. 214 wypadków określanych jako ciężkie w 2007 roku, 113 wypadków śmiertelnych w roku 2006 (tak niepokojących statystyk nie odnotowano już dawno, ostatnio w latach 2000-2001 – przyp. red.). Prawidłowością jest też, że im mniejsza firma, tym częściej w wypadkach giną ludzie. Wniosek nasuwa się sam: kierowników budów jest nie tylko za mało, ale i zostają nimi niewłaściwe osoby. A poprzeczka dla uzyskiwania wykonawczych uprawnień budowlanych została postawiona za wysoko.
Liczba poszkodowanych w wypadkach śmiertelnych i ciężkich w sekcji budownictwo w latach 2000-2007 oraz I półroczu 2008 r.
O komentarz w tej sprawie poprosiliśmy Wiktora Piwkowskiego, przewodniczącego PZITB, który jest autorem raportu: – Na każdej budowie powinien być jeden kierownik. Ważne jest przy tym, by funkcję tę pełnił z mocy prawa. Nie może dochodzić do sytuacji, że osoba, świetnie przygotowana do zawodu od strony rzemieślniczej, nie może go wykonywać, bo nie ma papierka. Z moich rachunków wynika, że gdyby dopuścić do uprawnień inżynierów, nie byłyby obsadzone jeszcze wszystkie budowy w Polsce. To wystarczający argument, by możliwość kierowania robotami dać również technikom budowlanym. Uważam, że z powodzeniem mogą oni prowadzić nieskomplikowane budowy. Synonimem takiej jest budowa domu jednorodzinnego. Zawiera on proste elementy konstrukcyjne, wykonywany jest w prostej technologii – choć oczywiście trzeba umieć to robić. Rocznie do obsadzenia takich budów potrzeba około 60-120 tys. ludzi. Kolejny krok to ochrona pracy, czyli stworzenie warunków, w których ryzyko wypadku będzie jak najmniejsze. Oczywiście, musi być na to budżet, ale nie wyobrażam sobie, by kierownikowi – który jest człowiekiem wykształconym i przygotowanym do prowadzenia budowy, tak łatwo przyszło wykreślenie z kontraktu środków ochronnych. Pomysł wydawania uprawnień technikom i rozszerzenia uprawnień dla inżynierów przedstawiłem już ministrom: Olgierdowi Dziekońskiemu z Ministerstwa Infrastruktury i Zbigniewowi Włodkowskiemu z Ministerstwa Edukacji Narodowej. Na ten temat rozmawiałem też z prof. Zbigniewem Grabowskim, prezesem Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa. Wiem, że nie jest łatwo przebić się przez skorupę administracyjną i odkręcić zmiany w przepisach. Ale o to, by doprowadzić specjalistów na budowy, a przy tym odtworzyć szkolnictwo zawodowe, będę walczył.