Ile potrwa kryzys energetyczny? Jak przygotować się do najbliższej zimy?

2022-08-10 12:27

Jak radzić sobie w kryzysie energetycznym? Czy czekają nas ograniczenia w dostawach energii? Co w obliczu kryzysu energetycznego mogą zrobić przedsiębiorcy? Czy mamy w Polsce konflikt interesów wytwórców i odbiorców ciepła? Na te i inne pytania odpowiada dr. Joanna Maćkowiak-Pandera, prezeska zarządu Forum Energii, ekspertka ds. europejskich regulacji energetycznych i klimatycznych, rynków energii, OZE i wyzwań transformacji energetycznej.

dr. Joanna Maćkowiak-Pandera
dr. Joanna Maćkowiak-Pandera

prezeska zarządu Forum Energii, ekspertka ds. europejskich regulacji energetycznych i klimatycznych, rynków energii, OZE i wyzwań transformacji energetycznej.

Czy rachunki za energię nadal będą rosły i od czego to będzie zależało?

Joanna Maćkowiak-Pandera: Nic nie wskazuje na to, że przestaną rosnąć w perspektywie roku, dwóch lat czy tym bardziej sześciu miesięcy. Nachodzi zima i wszyscy drżą, co ona przyniesie. Wiele zmiennych na te rachunki wpływa. Po pierwsze nie wiemy, czy dostawy paliw, gazu zostaną częściowo lub całkowicie przerwane. Po drugie, Rosja wykorzystuje paliwa kopalne jako broń. Pozycja Rosji jest na tyle silna, że kraj ten jest w stanie dowolnie sterować ceną, dowolnie przykręcać kurki.

Na te realne problemy związane z podażą surowców nakłada się jeszcze spekulacja, manipulacja. Podmioty dominujące na rynku korzystają z obecnej sytuacji. Niestety należy się liczyć z tym, że przynajmniej przez pół roku lub rok ceny będą dalej rosły. Wszystko zależy też od decyzji, jakie będziemy podejmować, jako państwo i prywatni odbiorcy energii. Czy wyciągniemy właściwą lekcję z tej sytuacji.

Kto korzysta na kryzysie energetycznym?

Joanna Maćkowiak-Pandera: Duże spółki energetyczne, które mają rekordowe marże. Liczyliśmy wskaźniki tych marż i wyszło nam, że są one bezprecedensowo wysokie na przestrzeni ostatnich 50 lat. Trzeba na obronę tych firm powiedzieć, że muszą wkalkulować duże ryzyko.

Marże rosną, gdy rośnie niepewność na rynku. Firmy nie wiedzą, czy w ogóle będą mogły kupić węgiel i za jaką cenę. W panice, jaka obecnie panuje na rynku, ci silniejsi gracze z gotówką kupują więcej i za dowolną cenę. Na końcu łańcuszka są najbiedniejsi, oni najbardziej tracą.

Oczywiście rekordowe zyski mają też producenci energii ze źródeł odnawialnych. Trzeba mieć tego świadomość, gdy dyskutujemy o Putinie i o wpływie Rosji na rynek energii. Są podmioty w Polsce i w innych krajach, które na tej sytuacji bardzo dobrze zarabiają.

Należy się tej zimy spodziewać ograniczeń w dostawach ciepła lub energii albo nawet blackoutów?

Joanna Maćkowiak-Pandera: To się już dzieje. Wiele małych ciepłowni przerywa swoją działalność z powodów fundamentalnych: braku węgla albo zbyt wysokich kosztów, które uniemożliwiają osiągnięcie rentowności. Boją się, że nawet prowadząc dalej działalność, na końcu nie wyegzekwują należności od odbiorców. Konsekwencją są przerwy w dostawach.

Jeśli chodzi o blackout, to jest on totalną awarią, ale jednak awarią. Sytuacja, że w całej Polsce zabraknie prądu jest bardzo mało prawdopodobna. Nie mieliśmy takich doświadczeń w ostatniej historii.

Co się może wydarzyć, to że przy bardzo wysokich cenach i dużym zapotrzebowaniu na energię, dojdzie do tymczasowych ograniczeń dostawy mocy. Cały system energetyczny ma określone zasady bezpieczeństwa funkcjonowania. Jest ustalone, kogo się odcina najpierw, aby chronić właśnie gospodarstwa domowe, ale też odbiorców wrażliwych, jak szpitale.

Nie straszmy więc blackoutem. Trzeba natomiast być świadomym, że czas jest trudny, każdego dnia dochodzą nowe zmienne i panuje chaos. To już jest wystarczająco niebezpieczna sytuacja.

Polacy ruszyli tłumnie kupować pompy ciepła. Premier apeluje, by ocieplać domy. A jak Pani zdaniem powinniśmy przygotować się do najbliższej zimy?

Joanna Maćkowiak-Pandera: Forum Energii przygotowało na ten temat bardzo fajne opracowanie, które niedługo opublikujemy. Nazwaliśmy je toolbox, czyli skrzynką z narzędziami, które może wykorzystać każde gospodarstwo domowe, by ograniczyć koszty. Podeszliśmy do tematu od strony nisko-kosztowej. Szukaliśmy rozwiązań prostych w wykonaniu.

Mamy konkretne, techniczne propozycje tańsze od pomp ciepła czy termomodernizacji. To na przykład:

  • wymiana termostatów,
  • lepsza regulacja temperatury,
  • w większych domach rezygnacja z ogrzewania części pomieszczeń, z których korzystamy sporadycznie,
  • można też umieszczać folie aluminiowe za grzejnikami,
  • lepiej regulować  temperaturę wody.

Pokazujemy kilkanaście różnych rodzajów działań. Istotne jest dla nas, żeby ludzie nie czekali bezczynnie, aż ich ten pociąg przejedzie. Zazwyczaj takich rekomendacji dla gospodarstw domowych nie tworzymy, ale teraz uznaliśmy, że trzeba.

Uważam, że jako państwo jedziemy na ścianę. Nie chodzi nawet o fizyczny niedobór ale o koszty. Co z tego, jeśli węgiel będzie, jeśli będzie kosztować 3 tys. czy 5 tys. za tonę. Emeryci sobie go nie kupią. Ludziom trzeba powiedzieć, zróbcie konkretne rzeczy, zamiast ich okłamywać, że wszystko będzie dobrze. Taka postawa doprowadzi tylko do rozczarowań a może i tragedii, jeśli ktoś zostanie w nieogrzewanym mieszkaniu na zimę.

W rozliczaniu fotowoltaiki od lipca zaczął obowiązywać net-billing, czy po zmianie mikroinstalacje nadal się opłacają?

Joanna Maćkowiak-Pandera: Tak, chociaż mniej niż kiedyś. Poprzedni system miał tę dysfunkcję, że sieć wykorzystywana była jako magazyn. Był bardzo korzystny dla odbiorców, którzy zimą odbierali nadwyżki energii wyprodukowane przez siebie latem. Teraz to zostało zmienione. To co wyprodukuję latem, oddaję do sieci i dostaje wynagrodzenie. A zimą płacę cenę zbliżoną do rynkowej. Ale jeśli wziąć pod uwagę wzrost cen energii, to PV nadal się będzie opłacać.  Oczywiście o ile nic się nie wysypie w sieciach.

Co się dzieje z transformacją sieci?

Joanna Maćkowiak-Pandera: W Polsce na niezłym poziomie są sieci przesyłowe. Wąskim gardłem i problemem są obsługiwane przez mniejsze firmy sieci dystrybucyjne. Ich rozwój nie nadąża za rozwojem fotowoltaiki, pomp ciepła, a w mniejszym stopniu samochodów elektrycznych.

W 2022 roku przekroczyliśmy cele rozwoju fotowoltaiki przewidziane w strategiach rządowych na 2030 rok. W konsekwencji można się spodziewać wahań napięcia, przerw w dostawach, wyłączania urządzeń, sprzęty się mogą uszkadzać. Sieci mają swoje zasady bezpieczeństwa, gdy produkcji jest za dużo.

To wszystko wymaga planowania. Inwestycje w sieci dystrybucyjne na pewno są robione. Ale przydałoby się jasne określenie kierunku rozwoju. Tak, chcemy rozwijać fotowoltaikę, planujemy jej tyle i tyle w kolejnych latach, i w związku z tym Szanowne OSD musicie się dostosować. To będzie tyle i tyle kosztowało. Tu są pieniądze unijne. Tu z opłat dystrybucyjnych. Bo na nich energetyka zarabia najwięcej. To jest ta kura znosząca złote jajka, nie sama produkcja.

Pieniądze na modernizacje są. Tylko nie ma planu. Dryfujemy. Dziwimy się, że te 10 GW w fotowoltaice tak nagle nam wybuchło. Nikt tego nie planował. To był dziki rozwój.

Co w obliczu kryzysu energetycznego mogą zrobić przedsiębiorcy?

Joanna Maćkowiak-Pandera: Przedsiębiorstwa mają zupełnie inną perspektywę, niż gospodarstwa domowe. Muszą się przygotować na dwu- trzyletni kryzys. Myślę, że zaczną inwestować we własne źródła energii – energię słoneczną i wiatrową. Oczywiście na ile państwo na to pozwoli, bo w tej chwili wiatraki w pewnym stopniu są blokowane. To byłby taki bezpiecznik.

Im mamy więcej odnawialnych, własnych źródeł, tym mniejsze podejmujemy ryzyko. Po raz pierwszy w historii znaleźliśmy się w szoku energetycznym. Powinien nas otrzeźwić, nauczyć innego podejścia do korzystania z energii.

Myślę, że zmieni nasze postrzeganie nowych technologii. Każe inaczej spojrzeć na ich ceny. Przy tak wysokich kosztach energii z konwencjonalnych źródeł, te alternatywne stają się bardziej opłacalne. Energia w hurcie zdrożała wielokrotnie. A więc te inwestycje będą się zwracać w ciągu zaledwie kilku lat, a nie 15-20 jak do tej pory.

Zmieni się postrzeganie tego, co przedsiębiorstwa uważają za tanie i drogie i w co będą chciały inwestować. Pamiętajmy, że kryzysowi energetycznemu towarzyszy odchodzenie od paliw kopalnych. W Zielonym Ładzie UE zapowiada całkowite odejście od paliw kopalnych. Brzmi to utopijnie. Wielu osobom w głowie się to nie mieści. Ale ten proces się już zaczął i dla krajów takich jak Rosja jest to ostatni moment, by szantażować Europę – jak UE przestanie korzystać z paliw kopalnych szantaż surowcowy już się nie uda.

Żeby jednak zastąpić strumień surowców, które płyną z Rosji, potrzeba inwestycji – nie tylko w OZE, ale przejściowo także w paliwa kopalne. Można je zrobić w Norwegii,  Arabii Saudyjskiej, można wydobywać gaz łupkowy w Stanach, co oznacza nie tylko koszty i czas, ale wiąże się potencjalnie z oporem społecznym, ryzykiem dla środowiska naturalnego. To jest złożona machina.

Efektywność energetyczna w walce z kryzysem? Forum Energii promuje efektywność energetyczną

Joanna Maćkowiak-Pandera: To nieefektywne energetycznie budynki zużywają 5 ton węgla rocznie. Zmodernizowane zużywają 2 tony. W dobrze zaizolowanym budynku także pompa ciepła jest dużo tańsza. W efekcie, w obecnym kryzysie najbogatsi, których stać było na modernizacje budynków, będą płacić najmniej. Wzrośnie za to skala ubóstwa energetycznego.

Jako państwo zaniedbywaliśmy sektor ogrzewania przez lata według zasady „wolnoć Tomku w swoim domku”. Szokujące, że nie ma ministerstwa, które by się tym zajmowało. Gdybyśmy zużywali mniej energii, obecnej sytuacji by nie było. Jeśli chodzi o przedsiębiorców, wiele zakładów zwłaszcza tych działających na rynkach globalnych, już podjęła kroki w kierunku efektywności energetycznej. Zainwestowali miliony złotych w redukcję śladu węglowego, ograniczenie zużycia.

Ale trzeba pamiętać, że są sektory, w których możliwości są bardzo duże oraz takie, gdzie zużycie energii związane jest z procesem technologicznym i poniżej pewnego poziomu zejść nie można. Mam tu na myśli np. produkcję papieru czy wytapianie stali. Rozwiązaniem byłaby dla nich nowa technologia, np. zielonego wodoru. Efektywność wiąże się też z bardziej inteligentnym użyciem energii.

Efektywne nie znaczy inteligentne?

Joanna Maćkowiak-Pandera: To trochę co innego. Chodzi o to, byśmy wyłączali światło czy ogrzewanie w miejscach, które nie są kluczowe. Albo montowali oświetlenie reagujące na ruch. Wiele krajów podejmuje takie działania.

Podam świeży przykład. W Hiszpanii pod karą grzywny nie można już wychładzać pomieszczeń poniżej 27°C. To nie luksusowe 20°C jak kiedyś. Zimą temperatura budynków ma nie przekraczać 19°C. Można się liczyć z kontrolami, ma to być restrykcyjnie stosowane i w domach prywatnych i w biurach.

W Niemczech stosowane są miękkie rekomendacje. Wyłącza się ogrzewanie prywatnych basenów, bo to luksus. Zaleca się nieogrzewanie powierzchni wspólnych w budynkach, np. korytarzy.

We Francji witryny sklepowe po 22:00 mają być wyłączone. Ulice też będą pewnie niedoświetlone tam, gdzie to możliwe.

Wie pani, że w Niemczech ulice są skromniej oświetlone, niż w Warszawie? Nie chodzi o to, byśmy się potykali o płyty chodnikowe. Ale czy samorządy będzie stać na latarnie co półtora metra jak na drodze do lotniska na Okęciu? No będzie ciemniej w Europie. Może się to przełożyć na nasze przygnębienie. Ale trzeba się przemęczyć, zmienić przyzwyczajenia. Trzeba byśmy wspólnie, solidarnie zmniejszali zużycie energii.

Niełatwo będzie namówić nas do oszczędzania

Joanna Maćkowiak-Pandera: Problemem jest, że decydenci za bardzo nie próbują. Komunikat o oszczędzaniu musi być oczywiście wyważony społecznie. Wiadomo, że trudno do oszczędzania namówić emerytkę, która żyje za 1000 zł. Ale są ludzie czy firmy, którym by to nie zaszkodziło. Ani w knajpach ani w sklepach temperatura w lecie nie musi wynosić 19°C.

W przemyśle można by wprowadzić płatne programy nagradzające redukcję zużycia energii. W ciepłownictwie dopłacać tylko tym podmiotom, które stworzą plan oszczędzania. To dużo lepsze niż dopłacanie do konsumpcji, zużycia energii.

Międzynarodowy Fundusz Walutowy właśnie o to zaapelował. Tymczasem w Polsce zachowujemy się, jakby kryzys nas nie dotyczył. A przecież ludzie zaczęli się uważniej cenom przyglądać. Na fali kryzysu zużycie gazu w naszym kraju już zmalało o 20%. Ale zmalał też dostępny dla Polski wolumen gazu. Jeszcze miesiąc temu słyszeliśmy, że Baltic Pipe da nam 10 mld m3. Tyle mniej więcej zużywaliśmy gazu z Rosji. Jednak rosyjski kurek już mamy zakręcony. Teraz okazuje się, że Baltic Pipe zapewni nam zaledwie 3,5 mld m3 gazu. To tak jakbyśmy gazu w ogóle nie mieli, bo do tej pory zużywaliśmy go 21 mln m3. To szokująca informacja. Jedziemy na deficycie.

Czy mamy w Polsce konflikt interesów wytwórców i odbiorców ciepła? Do czego on prowadzi?

Joanna Maćkowiak-Pandera: Konflikt polega na tym, że wytwórca, np. ciepłownia, chce sprzedać jak najwięcej energii cieplnej. Nie interesuje go efektywność energetyczna. Przeciwnie. On to traktuje jako zagrożenie dla swojego modelu działalności.

Odbiorca z kolei chce zużyć jak najmniej, bo wtedy ma niższe rachunki. Ponieważ wytwórcy mają dominującą pozycję, wpływają na regulacje prawne, tępiąc wszelkie działania związane z efektywnością energetyczną. W efekcie przez lata nie udało się ich w Polsce wprowadzić. Teraz ten konflikt się nasilił. Wytwórcy są na skraju załamania w związku z brakiem węgla. A odbiorcy niedługo nie będą w stanie płacić rachunków.

Uważamy, że rozwiązaniem konfliktu byłby nowy model wynagradzania, nie za ciepło, lecz za komfort cieplny. Chodzi o to, żeby wytwórca zapewnił odbiorcy 20°C zimą. To sprawi, że ciepłownie same będą inwestować w efektywność energetyczną, bo będą chciały ograniczyć koszty produkcji. Nie będą opłacane za ilość wyprodukowanej energii, ale m.in. za ocieplenie budynku. To jest w dłuższej perspektywie jedyne rozwiązanie dla ciepłownictwa. Mówimy o tym od roku. Jak grochem o ścianę.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.
Czytaj więcej

Materiał sponsorowany