Drogi i autostrady - jest dobrze czy źle?
Pod auspicjami Komitetu Budownictwa przy krajowej Izbie Gospodarczej oraz Polskiej Izby Przemysłowo-Handlowej Budownictwa odbyła się debata “Stan realizacji programów budowy dróg i autostrad - jest dobrze czy źle?". Swoje opinie zaprezentowali przedsiębiorcy, których firmy zaangażowane są w takie budowy, eksperci, obecny był także szef Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad...
I właśnie Lech Witecki, dyrektor GDDKiA, dostarczył najwięcej “powodów” do dyskusji. Zrelacjonował realizację programu budowy dróg i wyraził zadowolenie z jego zaawansowania.
- GDDKiA ma w umowach na budowę dróg i autostrad zaangażowanych 50 mld zł. Mówicie państwo, że ponad 50% inwestycji na EURO 2012 jest opóźnionych lub nierozstrzygniętych. Ale przecież my tych dróg nie budujemy na EURO! Opóźnienia istotnie są, ale wynikają one z przyczyn logistycznych u wykonawców i najczęściej dotyczą złej organizacji dostawami materiałów budowlanych bądź ich brak na rynku - dyskutował z zebranymi Lech Witecki. Przyznał również, że niektóre odcinki autostrad nie będą gotowe w 100% na czerwiec 2012, ale będą miały zapewnioną tzw. przejezdność. Pozostała infrastruktura (MOP-y, wiadukty, przejścia etc.) powstanie spokojnie w późniejszym terminie.
Najważniejszych dla drogowców materiałów budowlanych, czyli kruszyw, “bronił” Aleksander Kabziński, prezes Polskiego Związku Producentów Kruszyw.
- Kruszywa są. Na drogi wykorzystuje się tylko 15-20% całej ich produkcji - mówił. - Problem tkwi w przewozach. Kolej wozi tylko 10% transportowanych kruszyw i nie chce więcej. Cała logistyka opiera się więc na transporcie samochodowym. I gdy w przyszłym roku spiętrzy się popyt na kruszywa, tysiące dodatkowych ciężarówek wyjedzie na drogi i dojeżdżając do tych budowanych rozjedzie te już gotowe. Nie zdziwmy się też, jak ceny transportu, nie kruszyw, wzrosną o 50-60%. Trzeba pomóc nam w kolejowych przewozach i tu zwracam się do rządowych decydentów.
Pojawiły się też pytania, czy na taką liczbę inwestycji infrastrukturalnych wystarczy w Polsce cementu, czy trzeba go będzie importować.
- Potencjał polskich cementowni to dzisiaj około 19 mln ton cementu rocznie. W tym roku produkcja będzie rzędu 15,8 mln ton i jest to 3-4% odbicie w stosunku do roku poprzedniego. Cementu nie zabraknie - zapewniał dr hab. inż. Jan Deja, dyrektor biura Stowarzyszenia Producentów Cementu. Powiedział również, że cieszy go fakt, że beton zaczyna pojawiać się na naszych drogach, a to że przeważa asfalt wynika z jego ceny. - Cena nie powinna być czynnikiem decydującym o wygranej w przetargu. A wyliczenia pokazują, że betonowe drogi są w eksploatacji rozłożonej w czasie tańsze od asfaltowych, bo nie wymagają tylu napraw. Zresztą w jednym i drugim przypadku najważniejsza jest rzetelność wykonania.
Podobnego zdania jest Wojciech Malusi, prezes Ogólnopolskiej Izby Gospodarczej Drogownictwa:
- Problemem największym jest to, żebyśmy wspólnie wypracowali mechanizmy wyboru rzetelnego wykonawcy. GDDKiA chwali się oszczędnościami w przetargach, a to wcale nie są najkorzystniejsze oferty - powiedział. - Autostrady na 2012 rok nie będą gotowe, bo to technologicznie niemożliwe. Budujmy zresztą te drogi jak najdłużej, bo to tylko wyjdzie im, tym drogom, na dobre. Pośpiech i czynione oszczędności nie wpływają korzystnie na jakość takich inwestycji.
Wojciech Malusi zwrócił też uwagę na finansowy aspekt tego przedsięwzięcia. Realizacja programu budowy dróg i autostrad szacowana jest na 120 mld zł, z czego UE daje około 40 mld. Tyle że, by uruchomić te wypłaty musimy mieć jeszcze te 80 mld, a według Wojciecha Malusiego, Polska nie dysponuje takimi środkami. Może więc nastąpić załamanie w finansowaniu programu.
Szef GDDKiA nie zgadza się z takim poglądem i zagrożenia nie widzi. Lech Witecki zapowiedział też zmiany przepisów, w których pojawią się kary dla nierzetelnych wykonawców, którzy nie dotrzymują warunków kontraktów, czy to w kwestii terminów czy jakości.
- GDDKiA była postrzegana na rynku jako frajer, z którym podpisuje się umowę na 2 lata, a potem problem z głowy. Diametralnie chcemy zmienić ten wizerunek, stawiamy na partnerów, którzy wyznają zasady gospodarności i rzetelności - zapowiedział.
Debata w zasadzie nie odpowiedziała na pytanie, czy jest dobrze czy źle, bo jak widać punkt widzenia określa miejsce siedzenia. Na dobrą sprawę nie będzie źle, gdy chociaż na budowanych drogach i autostradach będzie zapewniona “przejezdność”. Zawsze to lepsze niż “nieprzejezdność”. Trzeba mieć również wiarę w to, że nie spełnią się najgorsze przewidywania co do ich słabej jakości. Jedno jest natomiast pewne - wykonawców czeka naprawdę gorące półtora roku (mimo dwóch zim po drodze), by udało im się sprostać podjętym zobowiązaniom.
- Długo nie było nic, teraz mamy ból głowy z powodu odwrotnej sytuacji - przyznał Marek Michałowski, prezes rady nadzorczej Budimeksu, tu wypowiadający się przede wszystkim jako prezes Polskiego Związku Pracodawców Budownictwa. - Spiętrzenie robót będzie ogromne. Będzie brakować chyba wszystkiego - kruszyw, cementu, asfaltu, będzie brakować fachowców, kierowników budów i menedżerów kontraktów. Na pewno znowu nasili się zjawisko podkupowania sobie ludzi, ale już umiemy sobie z tym radzić. Przez najbliższe dwa lata będziemy stawać na głowie by to wszystko ogarnąć i spiąć.
Polscy budowlańcy nie raz udowodnili, że potrafią sobie radzić w kryzysowych sytuacjach (zresztą to jest taka nasza cecha narodowa). Ale kłopoty mają również zagraniczne firmy, które załapały się na kawałek drogowego tortu. Wojciech Malusi opowiadał, jak to jedna z firm zagranicznych wygrała kontrakt i następnego dnia zgłosiła się do jego Izby z prośbą o znalezienie wykonawcy tego kontraktu. Z kolei duża grupa Chińczyków musiała wrócić za karę do domu, bo nawalili z dotrzymaniem jakościowych wymogów umowy.
No, proszę - kto by pomyślał, że polskie drogi to nie tylko dobry biznes, ale również problem międzynarodowy...