Certyfikacja na finiszu, czyli o błędach i krytyce
Wdrażanie dyrektywy EPBD z pewnością przejdzie do historii. Proces od początku wzbudzał wiele uwag i emocji. Debata "Emisja CO2 a strategia budownictwa", zorganizowana 15 października 2008 roku, dostarczyła kolejnych.
Niesmakiem może napawać to, że - jak się wydaje - klamka zapadła i rozporządzenia wykonawcze do noweli Prawa budowlanego z 19 września 2007 roku czekają na publikację, tymczasem wokół tematu wciąż trwa zażarta dyskusja. Pytania się powtarzają: kiedy zaczną obowiązywać dokumenty i co w nich będzie. Co więcej: wdrażać z błędami czy nie wdrażać - choć czasu jest już naprawdę mało. Zdaniem Olgierda Dziekońskiego, podsekretarza stanu w Ministerstwie Infrastruktury, publikacja nastąpi w ostatnim tygodniu października.
Na spotkaniu prosił o życzliwą krytykę. Odżegnywanie się od roli energooszczędnych żarówek nasunęło przypuszczenie, że minister dokładnie zapoznał się z tym, co pisała o nim prasa po jego poprzednim wystąpieniu w Construction Club (30 września 2008 roku).
Goście, zaproszeni do dyskusji, tym razem suchej nitki nie pozostawili na wskaźniku efektywności energetycznej E0, który został usunięty z projektów rozporządzeń na rzecz nowego wskaźnika EP. Powód? Brak odniesienia do budynków referencyjnych, wynikający z rezygnacji z klas energetycznych. - Metodologia poszła w kierunku określenia, ile energii zużywa dany budynek, a nie, jak wypada na tle innych. Pokazywanie kolorowego obrazka (mowa o zaproponowanej skali liniowej, czyli tzw. suwaku - przyp. red.) jest dobre w Danii, która system ocen energetycznych stosuje od dawna. A wprowadzenie współczynników korekcyjnych otwiera drogę do naciągania wyników - mówił Dariusz Koc, audytor energetyczny z Krajowej Agencji Poszanowania Energii.
Z Andrzejem Dobruckim, wiceprezesem Polskiej Izby Inżynierów Budownictwa (PIIB) spierał się o to, czy osoba projektująca dom powinna go oceniać pod kątem efektywności energetycznej. Polskie prawo, wdrażające dyrektywę EPBD, niestety łamie zasadę, zgodnie z którą nie można być sędzią we własnej sprawie.
Z kolei przedstawiciel Izby zaprzeczył, jakoby inżynierów gotowych do wykonywania świadectw energetycznych było 80 tys. - Według naszych obliczeń jest ich około 20 tys., a w praktyce może być nawet mniej. Dokonywanie obliczeń na użytek audytu energetycznego to żmudna, długa i niewdzięczna praca. Przypuszczamy, że w przypadku wielu budynków, chociażby z wielkiej płyty, odtworzenie dokumentacji technicznej będzie kosztowało więcej niż samo świadectwo - mówił.
Zainteresowanie wzbudził temat oprogramowania informatycznego do sporządzania świadectw. Np. Jarosław Chudzik, prezes INTERsoft opowiedział o własnym produkcie, tj. tworzonej od trzech lat ArCADii-IntelliCAD. Przedstawił ją jako bibliotekę, która zbiera wszystkie dane o budynku - począwszy od architekta, a skończywszy na audytorze.
Certyfikaty energetyczne i metodologia ich sporządzania wzbudza gorące dyskusje i pewnie będzie jeszcze ostrzej, gdy treść "certyfikatowych" rozporządzeń pójdzie w świat. No cóż, błędów nie popełnia tylko ten, kto nic nie robi...