Przestrzeń publiczna a pandemia - wywiad z Pawłem Grobelnym

2021-05-14 11:26
Skwer przy ulicy Tylne Chwaliszewo w Poznaniu projektu Pawła Grobelnego
Autor: Paweł Grobelny Skwer przy ulicy Tylne Chwaliszewo w Poznaniu projektu Pawła Grobelnego – projekt powstał w ramach rewitalizacji historycznej dzielnicy Chwaliszewo, realizowanej przez poznańską firmę Nowa Sienna

Zmiany w przestrzeniach publicznych w czasie pandemii - o miastach, które z tego korzystają, stosując projektowanie taktyczne, i szerzej, o wpływie pandemii na przestrzeń publiczną, opowiada Paweł Grobelny – projektant, kurator, wykładowca warszawskiej ASP.

Co może miastu dać ławka? Zaprojektował je Pan m.in. dla Poznania, Paryża, Mont de Marsan, Brukseli, Szanghaju.

Paweł Grobelny: Ławka ławce nierówna. Jedne są przeznaczane na ulice tranzytowe, to zazwyczaj ławki katalogowe. Inne mogą być projektowane specjalnie dla konkretnego miasta lub dzielnicy. Uniwersytet Warszawski i Centrum Komunikacji Społecznej zbadały na przykład warszawskie ławki i opublikowały raport Usiądziesz? Co sprawia, że na ławkach (nie) chce się siedzieć? Zauważono w nim m.in., że seniorzy chętnie wybierają dłuższą trasę do jakiegoś punktu, jeśli wiedzą, że po drodze będą ławki. Przede wszystkim bowiem dają one odpoczynek mieszkańcom, to ich podstawowa rola i bierze się ją pod uwagę głównie w przypadku seniorów. Drugą, szczególnie ważną dla mnie funkcją ławki jest integracja, wzmacnianie lub inicjowanie relacji społecznych. Nad takimi pracowałem m.in. w Paryżu. Tamtejsza dzielnica La Défense, w której cały ruch samochodowy skierowano pod ziemię, miała jednocześnie bardzo dużo wolnej przestrzeni i bardzo mało miejsca na spotkania. Były ławki, ale z kamienia i betonu, nie zachęcały do siadania. W ramach projektu taktycznego zaproponowałem nowy model drewnianego siedziska, który ustawiono w różnych punktach dzielnicy. Następnie przeprowadzono badania socjologiczne tego miejsca i w oparciu o nie sformułowano nowe wytyczne już w pełnym przeświadczeniu, że ławki spełniły swoje zadanie. Dzięki takiemu etapowemu projektowaniu miasto nie inwestuje w ławki, które źle funkcjonują. Nad integrującą formą można pracować materiałem, ustawieniem czy otoczeniem. Ważne, by wszystkie elementy grały ze sobą. Skwer, który zrealizowałem na Chwaliszewie, obrastają trawy wysokie na 3 m. Zieleń odgradza ławkę od otoczenia, tworząc intymną atmosferę. Człowiek czuje się tam jak w częściowo zamkniętym pomieszczeniu, miejskim pokoju. Jest bardziej skłonny do spotkania i rozmowy.

Zdaniem niektórych świat po koronawirusie może się nieodwracalnie zmienić. Ławki popandemiczne też będą inne?

Paweł Grobelny: Nie wydaje mi się. Sądzę, że akurat w przestrzeni publicznej zmiany nie będą drastyczne. Na procesy, które obecnie w niej zachodzą, wpływ ma więcej czynników, a pandemia je tylko przyspieszyła. Przede wszystkim pokazała, jak ważne są przestrzenie publiczne. Im radykalnie wzrosły notowania, są uznawane za najbezpieczniejsze zaraz po przestrzeni prywatnej. Zachęcanie do przebywania na zewnątrz wynika z troski o zdrowie fizyczne, ale także psychiczne mieszkańców. Oczywiście, powstają w pandemii raporty, które wyznaczają nowe, pandemiczne standardy. Miasto Nowy Jork przygotowało raport na temat zachowań ludzi w nowych warunkach. Znajdziemy w nim zalecenia, by nie grodzić parków i terenów zielonych lub poszerzać wejścia do nich, robić szersze chodniki kosztem ulic itd. Z kolei w Oakland powstała miejska strategia Slow-Streets. Badając natężenie ruchu ulicznego, samorząd doszedł do wniosku, że w trakcie pandemii jest on na tyle mały, że można zamknąć niektóre ulice i przeznaczyć je dla mieszkańców: pieszych i rowerzystów. Nie były to główne, ale jednak ważne ulice w centrum miasta, a zmiany zdecydowano się przeprowadzić w dwóch etapach. Pandemia w tym wypadku posłużyła do przetestowania zmian, które i tak były konieczne chociażby ze względu na kryzys klimatyczny. Dlatego mają być wprowadzane długofalowo. Ośmieliła miasta, które zmian się bały.

W 2012 roku zaprojektował Pan zewnętrzne kino, czyli zadaszoną, kameralną ławkę w belgijskim Grimbergen. W czasach lockdownu właśnie takich miejsc spotkań nam bardzo brakuje: otwartych, ale dających ochronę przed deszczem czy wiatrem. Jak ta ławka działa w pandemii?

Paweł Grobelny: To kino okazało się idealnym rozwiązaniem dla tej instytucji. Mówimy o Centrum Sztuki Współczesnej w Strombeek, dzielnicy pod Brukselą. Dzięki takiemu rozwiązaniu centrum funkcjonowało nawet w czasie lockdownu. W budynku 24 godziny na dobę wyświetlano filmy, które przez szybę można było oglądać z zewnętrznej ławki. To była taka przestrzeń pomiędzy, miała służyć integracji społecznej. Proszę pamiętać, że Bruksela to bardzo deszczowe miasto, stąd zadaszenie. Siedziska są na zewnątrz, ekran zawieszony wewnątrz przestrzeni ekspozycyjnej, a głośniki w konstrukcji ławki, która jest tak zaprojektowana, żeby można też było usiąść naprzeciw siebie i zjeść razem lunch. Z tej opcji chętnie korzystają pracownicy instytucji. Moim zdaniem powrót do muzeów po pandemii nie będzie taki natychmiastowy. Ludzie nadal będą się bali zamkniętych przestrzeni. Centrum w Strombeek wyszło do nich na zewnątrz. Wiem, że wiele instytucji zamierza wdrożyć podobne projekty.

Kiedyś takich miejsc osłoniętych od wiatru i deszczu szukali, z braku alternatywy, głównie bezdomni. Czy spojrzenie na miasto z ich perspektywy może być dziś dla architekta odkrywcze?

Paweł Grobelny: Nie myślałem o tym w ten sposób, ale myślę, że tak, szczególnie, jeżeli poszerzyć tę perspektywę przez włączenie w nią wszystkich ludzi niechcianych w przestrzeni publicznej. Na pewno jestem bardzo przeciwny inicjatywom, które wykluczają te grupy społeczne: ławkom, na których nie można spać, przegrodom dla rolkarzy. 

Hala sportów ulicznych Game Streemekka w Viborg w Danii
Autor: © EFFEKT/ Rasmus Hjortshøj Architekci z pracowni EFFEKT przekształcili opuszczoną fabrykę wiatraków w tętniące życiem centrum sportów ulicznych i kultury młodzieżowej

Przykładem takiego myślenia jest projekt Streetmekka Studia Effekt zrealizowany w Viborg. Ogromną dawną halę przemysłową częściowo otwarto i oddano sportowcom oraz artystom. Przy bardzo małym budżecie powstała zadaszona ulica. Czy lockdown skłoni nas do przewartościowań w podejściu do opuszczonych budynków?

Paweł Grobelny: W przypadku Viborg znaczenie ma też pogoda, bo tam często pada, podobnie jak we wspomnianej już wcześniej Brukseli. Ale przewartościowania są konieczne, skoro mamy coraz więcej czasu spędzać na zewnątrz. I nie chodzi tylko o pandemię. Mieszkania w dużych miastach są coraz mniejsze, dla wielu osób wychodzenie z domu to konieczność. Do tej pory często traktowano przestrzeń publiczną jako tę, która służy głównie do przemieszczania się z punktu A do B. Teraz potrzebujemy rozwiązań, dzięki którym będziemy mogli przebywać na zewnątrz dłużej i w większym komforcie. Na Wydziale Wzornictwa warszawskiej ASP prowadzę ćwiczenia z akupunktury miejskiej. Studenci mają przyjrzeć się miastu, zobaczyć, co w nim nie działa, i przy pomocy jak najmniejszej interwencji spróbować rozwiązać problem. W tym roku ćwiczenia odbywają się w sytuacji pandemii. Jeden ze studentów udokumentował na zdjęciach osoby, które kupują jedzenie na wynos, siadają na jakimś krzywym murku i jedzą w zerowym komforcie. Zaproponował różnego rodzaju stoliki, które można by montować przy ścianach restauracji. To oczywiście typowo tymczasowe działanie.

Wspomniał Pan, że pandemia ośmiela miasta do wprowadzania zmian, które i tak są konieczne. Czemu polskie miasta wciąż się ociągają?

Paweł Grobelny: Przestrzeń publiczna to zawsze szukanie kompromisów. Jeżeli dochodzi do zamykania ulic, to dla niektórych aktorów życia społecznego jest to utrata przywilejów. Wskazana jest tu ostrożność, etapowanie zmian. Ale nie powiedziałbym, że polskie miasta są wyjątkowo oporne na zmiany. Z różnych miejskich raportów wynika, że powstaje bardzo dużo tras rowerowych. Powiem, jak to wygląda z perspektywy Poznania, w którym mieszkam. Miasto jeszcze przed pandemią ograniczyło ruch samochodowy na wielu ulicach, przestrzeń jest tam dzielona przez auta i rowery, powstały małe autostrady rowerowe. Spotkało się to z wielką krytyką: że zmiany wprowadza się za szybko i są źle komunikowane mieszkańcom. Podobnie było w Paryżu. Mer miasta krytykowali nawet przedstawiciele jej własnej partii. Nawet w Kopenhadze te zmiany były niełatwe i długo wprowadzane – nie widzimy już tego po tylu latach.

Czy władze tych opieszałych miast nie przegapiają wielkiej szansy?

Paweł Grobelny: Pandemia rzeczywiście jest idealnym momentem do testowania zmian i wiele miast z tego korzysta. Najwięcej skorzystał chyba właśnie Paryż. Tam po stronie władzy jest olbrzymia wola zmian i determinacja. Wykorzystuje się potencjał instytucji badawczych, uniwersytetów, Centrum Architektury, Centrum Dizajnu. W walce o reelekcję Anne Hidalgo osią swojego programu uczyniła właśnie przestrzeń publiczną. Jakie ma ona znaczenie, pokazuje fakt, że wicemer miasta jest odpowiedzialny wyłącznie za te obszary. Pracuje w dużym, interdyscyplinarnym zespole z socjologami, psychologami, architektami zieleni, mebli miejskich. Zespół ten proponował rozwiązania i testował je najpierw w małej skali. Został przeprowadzony audyt przestrzeni publicznych w mieście, m.in. wszystkich ławek, bo żeby wprowadzać zmiany, trzeba poznać zasób, jakim się dysponuje. To jest idealny przykład projektowania taktycznego. Raport miał być opublikowany w lutym. Innym przykładem z Europy jest Wiedeń, który przekształca wybrane ulice w parki w ramach projektu CoolStrasse. W Wiedniu podczas pandemii okazało się, że brakuje przestrzeni publicznych służących rekreacji. Drugim celem jest obniżenie temperatury w zurbanizowanej przestrzeni. Tam też zmianom towarzyszy audyt, a projekty mają charakter partycypacyjny, włączono w ten proces mieszkańców.

Czynników, które mogą wymuszać innowacyjne podejście do przestrzeni publicznych, jest dziś wiele: oprócz lockdownu są to kryzys klimatyczny, ekonomiczny, zanieczyszczenie powietrza, polaryzacja społeczeństw, możliwość pojawienia się kolejnej fali uchodźców. Czy te wyzwania, przede wszystkim ich siła i nieprzewidywalność, nie oznaczają też konieczności przyjęcia bardziej elastycznej polityki przestrzennej?

Paweł Grobelny: To podstawa. W edukacji projektowej dużą wagę przypisuje się elastyczności, rezyliencji, myśleniu empatycznemu. Na Wydziale Wzornictwa chcemy, by nasi studenci byli wrażliwi nie tylko estetycznie, lecz także społecznie i ekologicznie. Przestrzeń publiczna musi się dostosowywać do zmieniającej się sytuacji, użytkowników czy funkcji. Dlatego najlepiej, gdy jest niedookreślona. Jako modelowy przykład mógłbym przywołać chociażby park międzynarodowego miasteczka uniwersyteckiego na południu Paryża, w którym miałem okazję mieszkać dwukrotnie podczas pobytów stypendialnych. Ta przestrzeń jest otwarta, choć osób z zewnątrz nie ma tam wiele, to bardziej enklawa studencka, ale przyjmująca ludzi z różnych kultur. A przestrzenie wspólne mają bardzo otwarty i kameralny charakter, zapraszając do aranżowania w nich różnych sytuacji. W tej otwartości, elastyczności czy właśnie rezyliencji upatruję najwięcej w poszukiwaniu lepszych rozwiązań dla projektowania przestrzeni publicznej.

A co Pan myśli o próbach takiego zaprojektowania przestrzeni, by ułatwiała zachowanie dystansu bez tworzenia opresyjnej aury?

Paweł Grobelny: Nie wiemy, jak długo będzie trwać pandemia. Ale ja wolę myśleć o przestrzeni elastycznej niż ułatwiającej dystans. To zresztą ciekawe, że w raportach na ten temat zwraca się uwagę, by mówić o dystansie fizycznym, a nie społecznym. Mała, a ważna różnica – musimy pamiętać, że chodzi tylko i wyłącznie o dystans fizyczny. Można zresztą robić meble bez ujawniania ich funkcji. Tworzyć dystans, ale tak tego nie nazywać. Mamy z tym do czynienia chociażby przed lotniskami, gdzie stawia się ławki antyterrorystyczne. Uniemożliwiają one wjazd rozpędzonym samochodom, ale nikt nie wie, że stoją właśnie po to. W pandemii pojawiły się różne pomysły, które ten dystans miały wprowadzać. Na przykład. pomysł dzielenia ławek przegrodami z pleksi, który wydaje mi się absurdalny. Pamiętam też ogród do samotnych spacerów, autorstwa austriackiego projektanta. Miał formę labiryntu, w którym ruch był tylko w jedną stronę, więc nikogo się po drodze nie spotykało. Myślę, że w dłuższej perspektywie jest to niekorzystne i szkodliwe. Lepiej tak projektować przestrzenie, by łatwo je było zaadaptować do nowych, nieznanych warunków.

W ubogiej dzielnicy Trypolisu w Libanie, na 700 mkw. tzw. schodów Chaarani, stworzono nową przestrzeń publiczną. Jej celem jest integracja lokalnych mieszkańców z uchodźcami z Syrii, którzy stanowią 15% tamtejszej populacji. W niedalekiej przeszłości dochodziło tam do gwałtownych spięć między mieszkańcami, nawet do bitw ulicznych. Kamienice wciąż mają ślady po kulach. Czy w Pana odczuciu punktowe działania w przestrzeni mogą mieć tak dalekosiężne skutki jak właśnie zapobieganie przemocy?

Paweł Grobelny: Nie wiem, czy byłbym aż tak idealistyczny. Nie znam tego projektu i bałbym się odpowiedzieć zerojedynkowo. Na pewno przestrzeń publiczna wpływa na zachowania społeczne, przeprowadzono wiele badań na ten temat. Ale to tylko jeden z czynników.

W libańskim projekcie skupiono się na podkreśleniu tożsamości miejsca i ciągłości doświadczenia mieszkańców, powstał m.in. mural przedstawiający dziewczynkę, która zginęła podczas zamieszek. Czy w sytuacji, gdy polaryzacja naszych społeczeństw tak się nasila, może to być inspirujące również dla architektów działających w Europie?

Paweł Grobelny: Oczywiście. Przychodzi mi tu na myśl realizacja w kopenhaskiej dzielnicy Superkilen autorstwa kilku pracowni – studia BIG, Superflex i Topotek1. To miejsce bardzo zróżnicowane etnicznie, mieszkają tam emigranci z różnych części świata. Elementem projektu były cytaty z różnych kultur potraktowane jako ornament, z którym mieszkańcy się utożsamiają. Atrakcyjny dla wielu użytkowników, także nastolatków. Użytkowa funkcja jest tam bardzo czytelna. Ale jest też ta dodatkowa warstwa, którą nie każdy rozumie. Jej wprowadzenie w Superkilen było sposobem na zintegrowanie mieszkańców, ułatwienie im funkcjonowania w nowym kraju. Studiowałem też w Lyonie na Wydziale Projektowania Przestrzeni Publicznej i zajmowaliśmy się tam jedną z dzielnic tego miasta, zamieszkałą w dużej mierze przez emigrantów. Leżała daleko od centrum, a jej mieszkańcy nie utożsamiali się z miastem. Kiedy jechali do śródmieścia, mówili, że jadą do Lyonu. Jako studenci pracowaliśmy nad rozwiązaniami, które mogłyby to zmienić. Wiele z nich miało charakter miękkiego projektowania czy tzw. miękkiej urbanistyki. Wtedy po raz pierwszy zetknąłem się z projektem przestrzeni publicznej, który miał dodatkową warstwę. I była ona równie ważna jak ta podstawowa, czyli funkcjonalno-użytkowa. Wierzę w takie działania wielowarstwowe, tak staram się myśleć o projektowaniu.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.
Czytaj więcej