To co robię lubię robić z pasją

2011-05-09 14:56
Mariusz Szmyd
Autor: brak danych

Rozmowa z Mariuszem Szmydem, dyrektorem Regionu Południowo-Zachodniego Tebodin Poland.

Ostatnie lata dla budownictwa i inwestycji były jakie były, wszak wisiało nad nami widmo kryzysu. A Tebodin się w tym czasie rozrósł...
- Firma to ludzie, a co się z tym wiąże,przez trudny okres gospodarczy może przechodzić w różny sposób. Profil naszej pracy, czyli zarządzanie projektami , projektowanie oraz konsulting sprawia, że 100 procent naszych „zasobów” to są właśnie ludzie. Staramy się więc do nich podchodzić w sposób maksymalnie profesjonalny. Mam tu na myśli stronę ludzką, interpersonalną, jak i tę biznesową. Stwarzamy szerokie możliwości edukacji dla naszej kadry miedzy innymi po to , aby ich spojrzenie na rynek było właściwe, by trafnie potrafili odczytywać płynące z niego sygnały i skutecznie reagowali. To działa na korzyść firmy, stąd dużo naszych jednostek się rozwija. Oczywiście nie omijają nas problemy..., ale jest to nieodłączna część prawie każdej działalności gospodarczej.

Przy ilu inwestycjach w Polsce firma jest teraz zaangażowana?
- Szacuję, że jest to poziom 150, może nawet 200 różnego rodzaju inwestycji – od prostych audytów do projektowania autostrad czy zarządzania kilkusetmilionowymi inwestycjami. Zajmuje się nimi około 300 osób. Oczywiście, mamy zespoły, które pracują jednocześnie na kilku projektach. W profilu działalności Tebodinu jest zarządzanie projektami od nadzoru inspektorskiego po project i construction management, kontrola kosztów oraz szerokie wachlarz usług projektowych m.in. obiekty przemysłowe, handlowe jak i drogi, układy infrastrukturalne, węzły komunikacyjne, infrastrukturę wokół centrów handlowych, sieci i kanalizacja. Jednym z ostatnich naszych dużych projektów , wartym prawie miliard złotych, była huta szkła w Ujeździe koło Łodzi dla niemieckiego inwestora, gdzie świadczyliśmy komplet usług – od zaprojektowania fabryki po wybór wykonawcy i zarządzanie budową.

Firma skupia zatem ludzi różnych branż. Jakich?
- W większości jesteśmy inżynierami budownictwa. Ja również jestem inżynierem - absolwentem Politechniki Poznańskiej, chociaż nie ukrywam ,że czuję się również z zamiłowania matematykiem. A wracając do firmy, to zatrudniamy także wielu ekonomistów i prawników, których usług często oczekują od nas Klienci. Jednak podstawowy zakres naszych usług świadczymy w obszarze budownictwa i różnego rodzaju doradztwa inżynierskiego , stąd wielu architektów, konstruktorów, instalatorów.

Dwa miesiące temu został Pan dyrektorem Regionu Południowo-Zachodniego. Co należy do Pana obowiązków?
- Zarządzam trzema biurami. Biurem w Poznaniu, którym kierowałem od 2006 roku, a teraz także jednostkami w Katowicach i Krakowie. Te dwa ostatnie są jednostkami stosunkowo młodymi, rozwijającymi się, z młodą ale bardzo perspektywiczną kadrą. Biuro w Krakowie specjalizuje się w zarządzaniu projektami komercyjnymi, aczkolwiek można tam znaleźć również projekty infrastrukturalne. Natomiast w Katowicach mamy biuro typowo infrastrukturalne .. oraz wielkie ambicje w obszarze przemysłowym. Ostatnio wygraliśmy duży projekt autostrady A1, od granicy województw śląsko-łódzkiego aż do okolic Częstochowy z jej obwodnicą włącznie – jest to odcinek długości około 42 km. Inwestycje infrastrukturalne są realizowane pod szczególną presją społeczną, presją czasu i presją finansową i z tego względu są bacznie obserwowane i kontrolowane.

Jak się zarządza takimi projektami?
- To trudna i wymagająca praca. Jednak wszystko zależy od rodzaju projektu. Autostrada A1 jest przedsięwzięciem „rysunkowym”, natomiast jednym z ciekawszych projektów na których sprawujemy funkcję Inżyniera Projektu jest węzeł A1-A2 w Strykowie wraz z jego obwodnicą. To bardzo prestiżowa inwestycja, są tam więc wysokie wymogi postawione przez inwestora co do jakości wykonywanych usług. Mamy tam wraz z naszym konsorcjantem kilkudziesięciu inżynierów. Dokładność, rzetelność, sumienność, cykliczne raportowanie to jest to co nas cechuje. Staramy się nadzorować wykonawców aby prace były wykonywane w najlepszej jakości oraz w założonym terminie.

To co robię lubię robić z pasją
Autor: Tebodin Poland Mariusz Szmyd, dyrektor Regionu Południowo-Zachodniego Tebodin Poland

Udaje się?
- Nie wszystko na budowach zależy od nas, ale węzeł A1-A2 zostanie zakończony w terminie i w końcówce roku zostanie zapewniona tzw. przejezdności w obu kierunkach. Oczywiście problemów jest wiele. Przede wszystkim wykonawcy mają problemy z siłą roboczą. Ceny za które generalni wykonawcy zdobywają kontrakty spadły w ostatnim czasie, stąd problem w znalezieniu podwykonawców. Jednocześnie uważam, że w obszarze podwykonawstwa w dalszym ciągu jesteśmy na rynku wznoszącym z tendencją do stabilizacji, co wbrew pozorom jeszcze bardziej utrudnia pracę Generalnych Wykonawców, którzy zakontraktowali swoje projekty znacznie niżej niż aktualne ceny potencjalnych podwykonawców.

Na niedobór wykwalifikowanej kadry generalnie narzekają wszyscy na tym rynku. Jak Panu się udaje utrzymać w regionie kadrę na wysokim poziomie? Czy to tylko kwestia pieniędzy?
- Absolutnie nie. Wbrew pozorom kadra w moim regionie nie jest najlepiej opłacana w porównaniu z pracownikami innych biur, chociaż różnice są niewielkie. Staramy się, aby zasady płacy w firmie Tebodin były sensowne i logiczne, żeby relacje w płacach pomiędzy stanowiskami i regionami były takie jak wynikają z wiedzy i ekonomicznych uwarunkowań w poszczególnych rejonach Polski. Bardzo dużą wagę przywiązujemy do ludzi, dlatego ważna jest dla nas polityka zatrudnienia, odpowiednia rekrutacja potencjalnych pracowników. Nie przyjmujemy nikogo tylko na podstawie CV, oraz przedstawionych różnego rodzaju certyfikatów. Każdą osobę kwalifikujemy poprzez cykl rozmów, gdyż zależy nam na ludziach nie tylko profesjonalnych ale również z pasją… Muszą się cieszyć z tego co robią. Tu nie chodzi o to, żeby pracować po 10-12 godzin, chociaż i to się czasami zdarza, chcemy żeby ludzie mieli swoje własne życie, ale praca musi im sprawiać radość. Chcemy mieć dużo entuzjastów i wydaje mi się, że właśnie taki zespół udało się w moim regionie zbudować. My ze swojej strony staramy się ten entuzjazm utrzymać, chociażby dając możliwości rozwoju zawodowego poprzez cykle szkoleń. Również spotkania integracyjne nie są nam obce...

Ludzie pracujący z pasją najczęściej mają też pasje po godzinach. A jak to wygląda u Pana? Może zacznijmy od tej matematyki...
- Dziadek matematyk, ojciec matematyk, dwie siostry matematyczki, a ja oprócz politechniki studiowałem również matematykę. Jestem chyba dziedzicznie obciążony . To nauka, która pozwala lepiej spojrzeć na świat, szybciej kojarzyć w logiczny sposób fakty. Analiza matematyczna, trygonometria , logika bardzo się przydają w wielu dziedzinach. Ale mimo zamiłowania do matematyki nie żałuję wyboru swojej drogi zawodowej.

Jest Pan również muzykiem...
- Jestem gitarzystą. Dodam też, że basistą jest mój 17-letni syn, perkusistą stara się być młodszy, 15-letni. Chłopcy, jak również 12-letnia córka pobierali naukę gry na pianinie...

To szykuje się zespół rodzinny?
- Zespół rodzinny to właściwie już prawie, prawie jest. Staramy się coś wspólnie grać, ale największy problem jest oczywiście z czasem. Sprzęt jest, jest specjalne muzyczne pomieszczenie... Moja przygoda z gitarą zaczęła się jeszcze w podstawówce, pod koniec lat 70. Jestem samoukiem. Na studiach byłem członkiem różnych zespołów, w których graliśmy dobrego, starego rocka - Led Zeppelin, Cream, Pink Floyd. Nawet kiedyś pobierałem nauki u Andrzeja Wodzińskiego z zespołu bluesowego Easy Rider, który do dzisiaj istnieje… Trochę udało się podpatrzyć mistrza i coś z tego do dzisiaj zostało...

Zaraził Pan tą pasją swoje dzieci. Czy współpracowników też?
- To jest pasja taka bardziej osobista, którą nie jest się tak łatwo dzielić. Na pewno pracownicy bardziej znają moją pasję sportową, czyli tenis i jazdę na nartach.

Czy to jest Pana sposób na odreagowanie stresującej pracy?
- Bezwzględnie. Sport i muzyka to jest to. W życiu trzeba znaleźć równowagę między wysiłkiem fizycznym a psychicznym. Staram się stworzyć taki balans regularnie uprawiając tenisa, wyjeżdżając turystycznie w góry. W muzyce natomiast człowiek się zatraca. To zatracenie jest potrzebne, pozwala nabrać do wielu spraw właściwego dystansu. To jest cudowny relaks, bo przez godzinę czy dwie można poczuć się jak Clapton, Page czy Hendrix w jednej osobie. Jestem też oczywiście pasjonatem swojej pracy, to co robię lubię robić dobrze, co nieraz wymaga tygodniowo większego zaangażowania niż 40 godzin, ale kiedy już mój organizm mówi dość, potrafię się przestawić na inne tory. Zresztą staram się tę ideologię zaszczepić swoim pracownikom, bo uważam, że dla pracy intelektualnej, którą wykonujemy w Tebodinie, jest określony limit czasowy. Nie wierzę, że projektant przy komputerze jest w stanie pracować efektywnie dłużej niż 8 godzin w ciągu dnia...

Kiedy był Pan ostatni raz na budowie w roli inżyniera?
- Chyba w 1995 roku... Szybko przeszedłem szczeble zawodowe od majstra, inżyniera budowy po kierownika budowy. W 1993 roku zostałem Project Managerem w firmie Poz-Building, która jest teraz częścią firmy Hochtief. W 1996 roku przeszedłem do firmy, która wtedy nazywała się Jedynka Poznań i która szukała właśnie inwestora strategicznego. W 1997 roku znalazła takiego inwestora w Exbudzie, który z kolei został na giełdzie zakupiony przez Skanską. Ze Skanskiej, po 10 latach pracy trafiłem do firmy Tebodin. Tu ściągnęli mnie koledzy, ale ściągnęła mnie też chęć zmiany. Dało się chyba we znaki 17 lat pracy w firmach generalnego wykonawstwa, zaczęła mnie pociągać bardziej intelektualna praca, a taka jest na pewno w Tebodinie.

Czy po zamianie placu budowy na biurko, widzi Pan zmiany, jakie zaszły w polskim budownictwie?
- Różnice są diametralne. Kultura pracy jest zupełnie inna. Zmiany nastąpiły pod każdym względem: harmonogramy, sprzęt, jakość pracy, materiały...

Nie ciągnie Pana, żeby wrócić na budowę?
- Czasami tak, mam nieraz ochotę rzucić te wszystkie biurowe sprawy i problemy. Ale to jest taka chęć krótkotrwała i myślę, że po miesiącu, może dwóch chciałbym wrócić z powrotem do swoich aktualnych obowiązków. Zarządzanie ludźmi też jest bardzo ciekawe. Zresztą aktualnie budowa w dużej mierze również sprowadza się do zarządzania ludźmi, tylko ludźmi wykonującymi inną pracę. W Tebodinie zarządzamy ludźmi, którzy zarządzają jeszcze innymi. Kiedyś to był rzadki system prowadzenia inwestycji, bo inwestor uważał, że sam zrobi to najlepiej. Od kilku lat to się zmienia.

Czy nie obawia się Pan, że już wkrótce tempo inwestycji, zresztą wcale nie takie wysokie, spadnie za rok, dwa, gdy już przejdziemy przez EURO 2012 i strumień funduszy z Unii zostanie przykręcony w roku 2013?
- Myślę, że tempo inwestycji będzie się utrzymywało jeszcze przez kilka następnych lat. Nie sądzę, że po roku 2013 pojawi się jakaś linia graniczna, na pewno rozpoczęte i planowane inwestycje przeciągną się w czasie.

Czy artykuł był przydatny?
Przykro nam, że artykuł nie spełnił twoich oczekiwań.
Czytaj więcej