Rynek pracownika?
Badania GUS dowodzą, że w ostatnich latach, nasz rynek pracy ulega dynamicznym przeobrażeniom. Zmiany w strukturze zatrudnienia i mobilności pracowników wyszły daleko poza prognozy i obiegowe oceny ekonomistów oraz polityków. Zmiany na rynku pracy zaskoczyły wielu przedsiębiorców - nie przypuszczali, że tak szybko z rynku pracodawcy, w niektórych segmentach, przemieni się w ciągu zaledwie roku w rynek pracownika. Ma to swoje głębokie implikacje, zwłaszcza w szeroko rozumianym obszarze budownictwa, gdzie zapotrzebowanie na pracowników szacuje się na ok. 70 tys. Ogólnie, niedobór specjalistów w gospodarce krajowej oceniany jest na ok. 250 tys. osób.
Stopa bezrobocia rejestrowanego wyniosła w marcu 2008 r. - 11,1%. Gdy zastosujemy unijną miarę - tzw. zharmonizowaną stopę bezrobocia, to uzyskamy - 7,8%, co lokuje nas na czwartym od końca miejscu w krajach Unii Europejskiej. Liczba bezrobotnych w końcu marca 2008 r. wyniosła 1706,6 tys. osób i w porównaniu z końcem lutego 2008, spadła o 72 tys. osób. Wśród osób wyłączonych z ewidencji bezrobotnych, oprócz podejmujących pracę, wysoki udział stanowiły osoby nie potwierdzające gotowości do pracy oraz dobrowolnie rezygnujące ze statusu bezrobotnego. Można zatem przypuszczać, że duża część bezrobotnych nie jest zainteresowana szukaniem pracy za pośrednictwem urzędu i rejestruje się dla nabycia prawa do otrzymywania świadczeń zdrowotnych. Według sygnałów z powiatowych urzędów pracy, osoby takie po otrzymaniu propozycji pracy rezygnują ze statusu bezrobotnego.
Liczba ofert pracy zgłoszonych przez pracodawców do urzędów pracy w marcu 2008 r. wyniosła 104,8 tys. W okresie trzech miesięcy br. do urzędów pracy zostało zgłoszonych 298,9 tys. ofert pracy i był to poziom zbliżony do analogicznego okresu 2007 roku (300,5 tys. ofert). Świadczy to w sumie o ograniczonym zasięgu prac interwencyjnych i pokazuje, że tak naprawę cały wysiłek walki z bezrobociem ponoszą przedsiębiorstwa. Jest to "lepsze" zatrudnienie, bo na dłuższy i poza jednosezonowy okres, co stwarza szansę na wyrwanie się z bezrobocia.
Ostatnie spadki bezrobocia to niewątpliwie efekt sezonowy, związany z pracami w ogrodnictwie, budownictwie, drogownictwie i turystyce. Statystyka pokazuje, że liczba nowo zatrudnionych jest znacznie niższa od liczby wykreślonych z ewidencji, co świadczy, że bezrobotni powiększyli zatrudnienie w szarej strefie, wyemigrowali za pracą lub zwiększyli szeregi biernych zawodowo. Fakty te nie mówią dobrze o sytuacji na rynku pracy, któremu daleko do normalności.
Przyczyny obecnych kłopotów kadrowych mają głębsze, niż tylko związane z emigracją zarobkową, strukturalne korzenie i świadczą o słabościach systemu sterowania rynkiem zasobów pracy. Problemy te powinny być pilnie studiowane i analizowane na różnych szczeblach decyzyjnych państwa, samorządów terytorialnych i przez pracodawców. Zrozumienie tych zmian i tendencji pozwoli przygotować się do czekających ich sytuacji, a może pozwoli również przygotować odpowiednie programy działań w skali miast, regionów i kraju.
Inicjatywy rządowe czy samorządowe są cenne, bowiem doraźnie wspomagają część bezrobotnych, szczególnie w miejscowościach o dużej stopie bezrobocia. Stąd trzeba z uwagą przyjąć rządowe oferty dla bezrobotnych: "Inwestycje w kwalifikacje deficytowe na rynku pracy" oraz "Praca dla młodych - Dobry Start". Na ich realizację przeznaczono łącznie 180 mln zł.
Program "Inwestycje w kwalifikacje deficytowe na rynku pracy" był skierowany m.in. do osób długotrwale bezrobotnych, osób powyżej 50 roku życia i samotnie wychowujących przynajmniej jedno dziecko do 7 roku życia. Miał pomóc w znalezieniu pracy, dzięki podniesieniu kwalifikacji lub zdobyciu nowych umiejętności. Efekty tego programu były jednak skromne. Z kolei uczestnikami projektów aktywizacji zawodowej realizowanych w ramach Programu "Praca dla Młodych - Dobry Start" byli młodzi bezrobotni do 25 roku życia, mający trudności ze znalezieniem pracy oraz bezrobotni absolwenci szkół wyższych do 27 roku życia. I tu inicjatywa poprzedniego rządu nie przyniosła spodziewanego efektu, a efekty prowadzonej akcji były niewielkie. Znaczący spadek bezrobotnych w grupie młodzieży był dziełem ogólnego wzrostu zatrudnienia w przedsiębiorstwach.
Program pomógł przedsiębiorcom w uzupełnieniu potrzebnych fachowców i wspomógł zatrudnianie absolwentów. Pozostaje jednak nadal poczucie niedosytu. Bezrobocie można zlikwidować jedynie tworząc tysiące trwałych miejsc pracy. Potrzebne są do tego ogromne nakłady, które można zgromadzić w wyniku akumulacji środków wypracowanych w przedsiębiorstwach. Niestety, rząd utrzymuje wysokie podatki i narzuty na koszty płacy, a także konserwuje przestarzałą strukturę szkolnictwa zawodowego. Wielu młodych kończy naukę i powiększa szeregi bezrobotnych, bo uzyskane przez nich wykształcenie nie jest potrzebne w gospodarce.
Problemy naszego rynku pracy są nadal głębokie. Z tego względu polscy przedsiębiorcy oczekują na pierwsze inicjatywy obecnego rządu w tym zakresie. Zwłaszcza teraz, kiedy weszliśmy w fazę wolniejszego rozwoju. Towarzyszą jej również negatywne zjawiska na rynku pracy. Choć liczba bezrobotnych formalnie maleje, to jednak ponownie rośnie w ogólnej strukturze bezrobotnych udział młodzieży, kobiet i osób w wieku 50+.
Dane GUS pokazują znaczną dynamikę polskiego rynku pracy. Z jednej strony mają miejsce pozytywne procesy, jak wzrost liczby pracujących i spadek bezrobocia w miastach, a z drugiej - rośnie liczba biernych zawodowo. Należy otwarcie powiedzieć, iż postęp w zatrudnianiu absolwentów, mieszkańców wsi oraz osób po 55 roku życia, jest niewystarczający.
Analizy pokazują, że nadal wiele osób poszukuje lepszej pracy, co w połączeniu z dużą liczbą zatrudnionych w niepełnym wymiarze czasu pracy, daje blisko 1,5 mln grupę czekającą na możliwość jej zmiany. Gdy dodamy do tego jeszcze absolwentów i zarejestrowanych bezrobotnych, to okazuje się, że na rynku jest co najmniej 3,5 mln osób skłonnych podjąć zatrudnienie.
Fakt ten, w powiązaniu z sygnalizowanymi brakami specjalistów w niektórych regionach, świadczy o utrzymywaniu się barier w migracji za pracą. Do tych barier na pewno należy dodać wysokość oferowanego wynagrodzenia, która uniemożliwia utrzymanie się pracownika w nowym miejscu oraz bariery komunikacyjne, wynikające z likwidacji wielu linii PKS i PKP. Ten problem dotknął zwłaszcza firmy koreańskie i japońskie, które nie mogą obsadzić w nowych zakładach na Dolnym Śląsku wszystkich stanowisk.
W takiej sytuacji, postępujący niedobór specjalistów na pewno będzie wymuszał wzrost płac. Pokazuje to nie tylko sytuacja w sektorze budownictwa. Na przykład, z powodu niskich płac, z zakładów przetwórstwa żywności odeszła niekiedy połowa pracowników. Niektóre z nich stanęły teraz przed widmem upadku lub poważnego ograniczenia produkcji.
Inna bariera, to wyżej kwalifikowani specjaliści. Większość poszukujących pracy nie ma zawodu lub ma zawód nie pasujący do obecnych potrzeb. Szkolnictwo kursowe dla dorosłych w tym zakresie nie spełnia oczekiwań. Jest zatem potrzeba włączenia się pracodawców do tego procesu i wspólnie ze szkolnictwem dokonania istotnych zmian w profilach kształcenia zawodowego oraz znaczącego rozszerzenia szkoleń. Bez tego Polska pozostanie oazą bezrobocia strukturalnego i zagłębiem tanich rąk do pracy sezonowej w rolnictwie naszych zachodnich sąsiadów. Stanie się to ze szkodą dla polskiej gospodarki, dla przedsiębiorców i konsumentów.
"Zagospodarowanie zasobów pracy uzależnione jest przede wszystkim od inwestycji. Nie rozwiąże się tego problemu bez wejścia z inwestycjami do mateczników bezrobocia strukturalnego - na ścianę wschodnią i w regiony nadbałtyckie. Obecny poziom inwestycji, jeszcze przez wiele lat, nie zagwarantuje stworzenia odpowiedniej liczby miejsc pracy dla radykalnego ograniczenia bezrobocia. Pamiętać trzeba, że problem ten ostatnio jest łagodzony w wyniku stałej lub okresowej migracji ok.2,5 mln Polaków do krajów unijnych. Jeśli grupa ta powróci z powodu dekoniunktury w UE, problem bezrobocia znów się nasili" - komentuje Konfederacja Pracodawcow Polskich. "Trzeba rozwiać też mit, że nasze problemy z brakiem rąk do pracy rozwiąże import ze Wschodu taniej siły roboczej. To iluzja. Ta siła robocza wcale nie jest tania. Jeśli będzie przyjmowana w zorganizowany sposób, to nie zadowolą jej niskie warunki płacowe, bowiem koszty funkcjonowania będą realnie wysokie. O zasadności tego stwierdzenia świadczy m.in. fakt ucieczki z Warszawy Ukraińców zatrudnianych w budownictwie i w charakterze pomocy domowej - do Czech, gdzie lepiej zarabiają".
Z analizy zasobów pracy wynika ważna konkluzja. Obecna kilkumilionowa (rzędu 3 mln!) nadwyżka rąk do pracy świadczy, że przez najbliższe lata będziemy borykać się z problemem bezrobocia i jednocześnie odczuwać brak rąk do pracy. Aby zacząć walkę z tym stanem, trzeba zracjonalizować szkolnictwo pod potrzeby gospodarki, uruchomić sprawne kształcenie ustawiczne i zapewnić odpowiednie bodźce do migracji za pracą w inne regiony kraju. Przede wszystkim należy jednak wspierać inicjatywy tworzenia nowych miejsc pracy w zagłębiach bezrobocia.
Na podstawie oprcowania Konfederacji Pracodawców Polskich.