Potrzeby w budownictwie są ogromne, a środki na ich realizację - znikome
Brak środków na mieszkalnictwo i na budowę szkół, brak postępu w budowie dróg, brak zaufania inwestorów do decydentów, topniejące kadry wykwalifikowanych pracowników, wadliwe prawo - różnorodność tych problemów pokazuje, jak złożonym organizmem jest budownictwo. Ich rozwiązanie wymaga od państwa stworzenia średniookresowego programu rozwoju, który obejmowałby od siedmiu do dziesięciu lat.Rozmowa z Edwardem Szwarcem, przewodniczącym Komitetu Budownictwa przy Krajowej Izbie Gospodarczej.
Jak ocenia Pan sytuację w polskim budownictwie?
Budownictwo jest złożonym organizmem. Można je podzielić na trzy segmenty. Pierwszy to ten, w którym niezbędna jest interwencja Skarbu Państwa, czyli przede wszystkim mieszkalnictwo. Mam jednak pewne wątpliwości, czy zmiany nastąpią w zakładanym rytmie, gdyż w budżecie państwa brakuje odpowiednich środków na ten cel. Tak naprawdę w branży mieszkaniowej działają głównie deweloperzy, i to na własne ryzyko. Oczywiście zapotrzebowanie na ich usługi jest duże, panuje ruch na rynku - ale nie jest on taki, jakiego należałoby się spodziewać. Osobny problem stanowi degradacja zasobów mieszkaniowych. Trudno je poddać natychmiastowej rewitalizacji, ponieważ brakuje na to środków. W naszych zasobach mieszkaniowych wciąż jest jeszcze np. wiele milionów ton trującego eternitu. Trzeba go natychmiast usunąć, zamienić na coś innego i zutylizować. Na to zaś potrzeba dziesiątek, a może nawet setek milionów złotych. Z drugiej strony dochody ludności nie wzrastają w takim stopniu, aby mogli oni bez przeszkód zaspokajać swoje potrzeby mieszkaniowe. Kolejny segment, który moim zdaniem winien być finansowany ze Skarbu Państwa, to budownictwo związane z określonymi założeniami polityki państwa. I tak np. jeżeli szkolnictwo podstawowe jest obowiązkowe, to ktoś powinien przewidzieć środki na budowę szkół. Wydaje mi się mało prawdopodobne, by samorządy w krótkim czasie znalazły na to pieniądze. Warto także wspomnieć o problemach, które nie zależą bezpośrednio od budżetu, ale od wartości PKB. Mam na myśli przyrost nakładów na inwestycje, bowiem - choć PKB od kilku lat jest na dość przyzwoitym poziomie - nie przekłada się to w prostej linii na wielkość nakładów inwestycyjnych. Jest to ciekawe i świadczyć może chociażby o braku zaufania inwestorów do decydentów. Do tego, że z tempa zmian nie możemy być zadowoleni, przyczynia się ponadto brak postępu w budowie mieszkań i dróg, które w planach rozwoju państwa traktowane były priorytetowo
Jakie są podstawowe problemy branży i które z nich rozwiązać trzeba najpilniej?
Generalnie problemem jest brak średniookresowego programu rozwoju budownictwa - tj. takiego, który dotyczyłby okresu siedmiu, dziesięciu lat, oraz brak określonych środków na realizację tego programu. Także zlekceważenie problemu szkolnictwa zawodowego w ciągu kilku ostatnich lat nie prowadzi do niczego dobrego. Brak szkolenia specjalistów w podstawowych zawodach budowlanych spowoduje totalną nieciągłość pokoleniową w tej dziedzinie i w najbliższym czasie będziemy bardzo, bardzo poszukiwali fachowców. Oczywiście środków finansowych brakuje nie tylko w budżecie, ale i w przedsiębiorstwach z polskim kapitałem.
Jak w takim razie te problemy rozwiązać?
Uważam, że nie da się tego rozwiązać w ciągu pięciu czy siedmiu miesięcy. Możliwe będzie to dopiero wtedy, gdy w ramach rozwoju całej gospodarki pojawi się realny średniookresowy plan rozwoju budownictwa. Biorąc pod uwagę skalę potrzeb - zarówno jeśli chodzi o mieszkalnictwo, jak rewitalizację istniejących zasobów - uważam, że państwo musi wreszcie zwrócić uwagę na to, że poświęcanie na mieszkalnictwo ułamka procenta z budżetu przy dwóch czy trzech procentach w innych krajach, prowadzi nas niestety w ślepy zaułek. Niezwykle ważne jest także uporządkowanie prawa, czyli ustawy o planowaniu i zagospodarowaniu przestrzennym, ustawy o zamówieniach publicznych oraz ustawy Prawo budowlane. Niedoskonałe prawo powoduje, że brakuje nam nie tylko środków, ale także możliwości prowadzenia procesu inwestycyjnego w stosownym czasie. Według mnie, a także wielu moich kolegów, którzy naprawdę interesują się budownictwem, nowelizacje ustaw są niezbędne, by nie paraliżować więcej procesu inwestycyjnego. Uważam jednak, że równolegle powinny pracować zespoły, które opracowałyby od początku do końca nowe ustawy. Te, które obowiązują, są - delikatnie mówiąc - ułomne. Kilkadziesiąt nowelizacji Prawa budowlanego w ciągu kilkunastu miesięcy to robienie wody z mózgu, a nie krok do przodu.